Zaprosiłam dziś do współpracy na kółku polonistycznym (dziennikarskim, zwanym także blogowym) ucznia klasy czwartej. Do tej pory pracowałam z piąto- i szóstoklasistami, którzy radzą sobie dość dobrze, aczkolwiek grupka uczniów nie miała do tej pory tak bliskiej styczności z Internetem, jak ma to miejsce na moich zajęciach. Chciałam się przekonać jak poradzi sobie z pracą na komputerze osoba młodsza. Okazało się, że chłopak bez problemu „załapał” działanie bloga, bardzo sprawnie posługuje się klawiaturą i w ciągu kilku minut opanował Gmail – maile, czat czy etykiety nie są dla niego czarną magią. Ta łatwość w przyswajaniu informacji i umiejętność korzystania z niej być może wynika z braku świadomości ponoszenia odpowiedzialności za sprzęt, na którym pracuje czy potraktowaniu tworzenia gazetki szkolnej jak najzwyklejszej w świecie zabawy z komputerem. Odnoszę jednak wrażenie, że biegłość - nazwijmy ją technologiczną, wynika w jakimś stopniu z tego, że ów chłopak ma styczność z Internetem i sprzętem komputerowym od zawsze, a tym samym przewyższa mnie bądź w krótkim czasie będzie przewyższać w stopniu znajomości technologii informacyjnej. Czym to może skutkować? Nudą w szkole. Dlatego konieczna jest zmiana systemu nauczania - nie w teorii, a w praktyce.
Za moich czasów dziwiłam się nauczycielom, którzy prosili uczniów o „włączenie sprzętu” (wideo!) czy „wyłączenie tego samograja” (mp3!), ponieważ sami nie potrafili wykonać tych czynności. Obawiam się, że i ja, za parę lat nie będę w stanie odróżnić odtwarzacza mp4 od mp3, notebooka pomylę z laptopem, a ipod'a z e-czytnikiem, ponieważ to co umiem do tej pory wystarcza mi w mojej pracy. W tym momencie nie rozwijam się, nie poznaję nowych technologii, owszem, czytam jakieś artykuły na ten temat, ale z przeświadczeniem, że nie są to tematy użyteczne. Bo póki co - radzę sobie. W praktyce wygląda to tak, że opanowałam jazdę na kucyku. Za jakiś czas spadnę z kucyka, obiję się, połamię i założą mi gips. W czasie rekonwalescencji, mój kucyk odjedzie w siną dal, a w wyniku ogólnie pojętego rozwoju czy powiedzmy, w wyniku ewolucji przemieni się on w logo najnowocześniejszego Ferrari, do którego nie będę potrafiła nawet wsiąść.
4 komentarze:
A polecam lekturze dwa ostatnie posty ode mnie i wspominany artykuł z "Polityki"... ;)
Artykułu nie doczytałam. Skończyłam mniej więcej przy: "Mimo jednoznacznych faktów wystarczy przejść się na wywiadówkę do przeciętnej polskiej szkoły, by usłyszeć od nauczycieli opinię, że źródłem wszelkiego zła i słabych wyników w nauce jest zanurzenie uczniów w cyberprzestrzeni, z czego płynie wniosek, że dostęp do sieci i komputera należy ograniczać."
I jeszcze: "W naszych badaniach nie spotkaliśmy się z żadnym przykładem promowania przez szkołę cyfrowych narzędzi pracy grupowej, jak popularne oprogramowanie typu wiki czy udostępniana w serwisie Google usługa „dokumenty”. Owszem, uczniowie są zachęcani do samodzielnej pracy z komputerem i nabywania kompetencji, ale takich, które są zupełnie obce ich codziennemu doświadczeniu – dodaje dr Filiciak." Po czymś takim można się poczuć jak antybohater.
nie przejmuj się- laptop i notebook to synonimy tego samego przedmiotu:)
Diagnoza Doktora jest jednoznaczna - już się nie znam :D
Prześlij komentarz